Mówią o tej szkole najlepsza na świecie...
Znajduje się w małej miejscowości pod Warszawą.
Niepubliczna placówka edukacyjna zaskakuje swoimi założeniami. Jej innowacyjność to globalny fenomen. Ponadto nie mieści się ona w wielkiej metropolii, lecz w małej miejscowości.
No Bell to prywatna placówka edukacyjna zawierająca żłobek, szkołę podstawową, do niedawna również gimnazjum oraz liceum. Na tym zdaniu kończą się oczywistości. To miejsce, w którego funkcjonowanie aż ciężko uwierzyć. Jak sama nazwa mówi, brakuje w niej dzwonków. Nie spotkamy się tutaj również z ocenami, a o podręcznikach nawet nikt nie słyszał. Klasycznych ławek i tablic również nie ujrzymy. Pomimo tego, iż brzmi to, jak żart, jej uczniowie stale są laureatami ogólnoszkolnych konkursów a wyniki z egzaminów końcowych to ścisła czołówka kraju. Nie bez kozery mówimy o zwycięzcy prestiżowej nagrody Edumission, przyznawanej co roku najbardziej innowacyjnym szkołom na całym globie. Jak to jest możliwe? Porozmawiałem z dwiema nauczycielkami tej placówki - polonistką i matematyczką. Na bazie ich doświadczeń doszedłem do paru konkluzji.
Bez dzwonków, ocen, a nawet podręczników. Więc jak?
Pierwsze co się rzuca w oczy, to konstrukcje zastępujące klasyczne ławki. W zależności od ich ustawienia mogą służyć za fotel, biurko lub cokolwiek sobie dziecko wymarzy. Co ciekawe, jest to autorski projekt, na który dyrektorka posiada licencję. Zajęcia w klasach są łączone, jednak nie na tym samym poziomie. Czwarta klasa z piątą, szósta z siódmą i tak dalej. Dlaczego? System edukacji jest podzielony na powtarzające się bloki wiedzy, które z każdym rokiem ulegają jedynie poszerzeniu. Łącząc różne roczniki, pozwalamy osobom z zaległościami nadrobić podstawy, a zdolniejszym uczniom przeskoczyć opanowany poziom. W ten sposób żadne dziecko nie będzie “tracić” czasu w klasie. Jednak edukacja to jedno, a No Bell skupia się jeszcze na aspekcie przeważnie pomijanym przez powszechne szkoły. Na rozwoju emocjonalnym. To jest podstawa ich edukacji. Każdy z uczniów dobiera sobie tutora, dowolnego dorosłego, z którym umawia się na krótkie sesje, podczas których rozmawiają o jego nauce. Przez fakt, iż to dziecko wybiera sobie rozmówce, czuje się ono swobodniej. Nie ma mowy w tej szkole, aby kadra nie wiedziała o talencie bądź zainteresowaniu któregokolwiek z podopiecznych. W dzieciach budowana jest pewność siebie. Nie boją się one przyznać do błędu lub niewiedzy. Może dlatego, że nie doznają żadnych negatywnych skutków swoich działań? W końcu oceny cyferkowe zastępuje opisowa opinia dydaktyka. Dzięki temu dowiaduje się on, co już opanował, a nad czym musi jeszcze popracować. Tutaj liczy się końcowy efekt pracy. Nie tylko ocenienie wiedzy w danym momencie i pójście z materiałem dalej. Edukacja według No Bell osiąga swój cel, kiedy uczeń jest gotowy, a nie narzuca mu terminu na posiadaną wiedzę.
Szkoła z tych budzących się
Budują ją trzy filary, a zarazem hasła przewodnie. Pierwszym z nich jest “inspirujemy do zmian”. Twórcy tego założenia wysuwają bardzo intrygujące wnioski, jakoby edukacja stała w miejscu od czasów naszych pradziadków. Chociaż tablica w klasie była czarna, potem zielona, następnie biała, a dziś już przeważnie interaktywna - to nic nie zmienia. Nauczyciel nadal stoi przed nią i wykonuje te same czynności. Co w takim razie powinno iść pierwsze do zmiany? Nie jest to określone. Każda szkoła, sama powinna “wymyślić siebie”. Ideą jest pchnięcie do zmian. Drugim hasłem jest “dodajemy odwagi”. Wytyczanie nowych szlaków z samego założenia nie powinno być łatwe. Dlatego budzące się placówki pragną stworzyć sieć komunikacji między sobą, aby udzielać tego wsparcia. Jak to wygląda w rzeczywistości? Częste odwiedziny przedstawicieli innych placówek w celu podzielenia się własnymi doświadczeniami, to już chleb powszedni. Przejdźmy do trzeciego filaru, a brzmi on “wspieramy w rozwoju”. Łączy się on poniekąd z poprzednim aspektem, jednak dotyczy stricte materialnych zmian. O czym mowa? Twórcy programu mają w planach między innymi zmienić również budynek szkoły. W przyszłości celują oni w pozbycie się standardowych klas na rzecz… no właśnie czego? Chociaż budzących się szkół jest coraz to więcej, projekt ten dopiero się rodzi. Wydaje się, że jeszcze wszystkiego nam nie pokazali. Zastanawia mnie dlatego też, ilu rodziców jest w stanie oddać swoje pociechy w ręce tak niepewnego systemu, zamiast zaufać znanemu temu od pokoleń?
Montessori
Przejdźmy do tego kontrowersyjnego systemu edukacyjnego. Montessori to koncepcja edukacji, według której, każdy z nas wymaga innego podejścia. Jeśli jesteśmy różni, to dlaczegoż byśmy mieli żyć w równym systemie szkolnictwa. No a któż lepiej wie, co dla dziecka będzie najodpowiedniejsze, jak nie ono samo? Dlatego władzę ma tutaj właśnie dziecko. Przede wszystkim jednak trzeba zapewnić uczniom dogodne warunki do nauki. Dlatego jak będzie ono wyglądać, zadecyduje ono samo. Jeśli chce siedzieć klasycznie w ławce, nic nie stoi na przeszkodzie. Jeśli chce siedzieć na szafce, pufie, a może i leżeć na dywanie, proszę bardzo. Nie inaczej jest z doborem materiału. Uczeń sam decyduje, czego chce się dzisiaj nauczyć oraz kiedy jest gotowy do podejścia do sprawdzianu. Nauczyciele rzecz jasna czuwają nad realizowaną podstawą programową i wciąż nakierowują swoich podopiecznych. Jednak to właśnie wychowankowie mają moc decyzyjną, chociaż nadal pod nadzorem dorosłych. Przy okazji kłania się bezstresowe wychowanie.
Trudne przełożenie na realia życia w Polsce
Polska to nie żywa utopia. Dzieci nie są identyczne, wychowywane w ten sam sposób, a nawet jednakowo ubrane. Tak samo, jak nie dla każdego powszechny sposób edukacji będzie odpowiedni, tak ten również. Wiele rodziców zabiera swoje pociechy z tej “innowacyjności”, co wychodzi im na zdecydowanie lepsze. Są oczywiście też dzieci, które wracają, gdyż w warunkach standardowej edukacji nigdy sobie nie poradzą. Należy jednak pamiętać, że No Bell to placówka prywatna. No i nie należy ona do najtańszych. Osoby posyłane do niej, mają stanowczo lepszy start na tle rówieśników. Nigdy nie pójdą przykładowo do pracy na pół etatu. Czemu o tym wspominam? To tylko przykład tego, iż nie zmierzą się oni kiedykolwiek ze standardowymi problemami społeczeństwa. Do tego nie zaznają oni klasycznego życia szkolnego. To będą inni ludzie, którzy wejdą do społeczeństwa niezrozumianych ludzi. Jak odnajdą się oni w dorosłym życiu? Z pewnością stale rosnąca liczba budzących się szkół napawa optymizmem, jednak pionierzy to niemalże króliki doświadczalnego tego systemu.
Zmiany są nieodłącznym elementem “No bell”
Kiedy w powszechnej szkole o zmianach ani widu, ani słychu, tak tutaj wydają się one codziennością. O chęci do ich wprowadzania przeczytamy na praktycznie każdym kroku witryny internetowej No Bell. Wspomniałem już o łączeniu zajęć różnych roczników. Okazało się w tym roku, iż usadzenie szóstoklasisty obok rok starszego kolegi nie zdało egzaminu. Różnica zaledwie paru miesięcy w wieku tych dzieci była dla nich zbyt olbrzymia. Siódmoklasiści byli wyraźnie dojrzalsi, przez co nie doszło między nimi nigdy do nici porozumienia. Pedagodzy po wyłapaniu tego problemu postanowili przydzielić w przyszłym roku starsze dzieci do ósmej klasy, a młodsze do piątej. Czy to zda egzamin? To się okaże z czasem. Niewątpliwie, szybkość podejmowanych zmian zaskakuje. Żyjemy w XXI wieku, a zmiany są nieodłącznym elementem naszej egzystencji. Dzieci w tej szkole o tym wiedzą. Dobitnym dla mnie dowodem na to, był dwunastoletni chłopiec z zespołem aspergera, który wprost mówi, że rozumie, iż zmiany są po to, aby było wszystkim lepiej.